Obóz wędrowny przez Beskidy i Pieniny
SKKT - 2011/2012 |
W te wakacje klub Karol zorganizował górski obóz wędrowny. Wzięło w nim udział 11 uczniów z naszej szkoły pod opieką trzech nauczycieli: pani Beaty Kocemby, panów Bartłomieja Sołtysiewicza i Bogusława Porzuczeka oraz pana Janusza Gawrona i pani Moniki Żmudy.
9 lipca 2012 r. z Krynicy-Zdrój wyruszyli obozowicze, by w ciągu 6 dni przejść przez Beskid Sądecki, Pieniny, Gorce i dojść do Grywałdu w okolicach Krościenka. Na uczestników czekały wspaniałe górskie szlaki, piękne panoramy i przeżycia, które w pamięci zostaną na lata.
W Krynicy – perle polskich uzdrowisk, grupa obejrzała najcenniejsze obiekty lecznicze z pięknym i imponującym budynkiem Starego Domu Zdrojowego. Był czas na przechadzkę deptakiem, zdjęcia pod pomnikiem genialnego artysty samouka Nikifora Krynickiego oraz oczywiście na degustację leczniczych wód w Pijalni Głównej. Największym powodzeniem cieszyła się woda Jan, być może dlatego, że smakiem najbliżej jej było do klasycznych wód mineralnych spotykanych w sklepach. Dzieci jak ognia unikały najbardziej znanej wody ze źródła Zuber. Odstraszał je smak i zapach.
Z Krynicy przejechaliśmy do Czarnego Potoka, skąd by ułatwić sobie dalsze podróżowanie wyjechaliśmy koleją gondolową na jeden z najwyższy szczytów zdobyty podczas obozu (1114 m n.p.m.) Jaworzynę Krynicką. Dalsza wędrówka wzdłuż Głównego Szlaku Beskidzkiego do schroniska na Hali Łabowskiej była samą przyjemnością. W schronisku zaplanowany był pierwszy nocleg.
Drugiego dnia grupa zeszła zboczem Parchowatki do wsi Łomnica. Tutaj dzieci zażyły orzeźwiającej kąpieli w krystalicznie czystym górskim potoku Łomniczanka. Gdy dotarliśmy do Piwnicznej zaczęło mocno padać. Na szczęście w owym czasie wszyscy zajadali się pizzą. Po posiłku przestało padać i w promieniach słońca wspinaliśmy się pod szczyt Niemcowej do malowniczo położonej chatki, która sama w sobie jest prawdziwym ewenementem. Brakuje w niej wody, elektrycznego oświetlenia, nowoczesnych toalet, ale za to można poczuć fantastyczny klimat gór i cofnąć się trochę w czasie by przekonać się jak jeszcze kilkanaście lat temu żyło się małych wsiach i górskich osadach. Przy chatce znajdowały się, wykonane przez bazowego gry do zabawy przypominającej cymbergaja, mini boisko do siatkówki, więc po posiłku można było bawić się i odpoczywać.
Na Niemcowej przeżyliśmy jeszcze jedną wyjątkową chwilę. Otóż dotarł na nocleg brat Rafał ze Zgromadzenia Kapucynów w Wałczu. O zachodzie słońca, na tle gór, na prowizorycznie przygotowanym ołtarzu z ławki odprawił mszę św., w której uczestniczyliśmy my i bazowy chatki. To była niezwykle wzruszająca chwila, o czym świadczyły łzy na policzkach opiekunów. Przypomnijmy, że patron naszego klubu Karol Wojtyła również podczas górskich wędrówek, na prowizorycznych ołtarzach odprawiał nabożeństwa.
Po mszy św. zaprosiliśmy brata Rafała na ognisko i kiełbasę. W międzyczasie niebo wspaniale się rozgwieździło i można było zaobserwować piękny wschód księżyca.
Kolejny dzień to długa wędrówka z Niemcowej do schroniska pod Durbaszką. Opuściliśmy Beskid Sądecki i mijając Przełęcz Rozdziele, weszliśmy w pasmo Małych Pienin. Zmienił się też krajobraz, schodząc Doliną Białej Wody, zaczęły pojawiać się pierwsze wapienne skały, wysoko wznosząc się nad doliną. W dawnej Rusińskiej wsi Jaworki zwiedziliśmy zabytkowy kościół pw. Jana Chrzciciela, w którym znajduje się pięknie odnowiony Ikonostats – jako pamiątka po dawnej cerkwi. Po sycącym obiedzie wzdłuż najpiękniejszego pienińskiego Wąwozu Homole wspinaliśmy się na najwyższy szczyt Pienin – Wysoką (1050 m n.p.m.) Pod szczytem złapała nas burza, która rozszalała się nad Tatrami. Przy akompaniamencie rzęsistego deszczu, błysków i grzmotów dotarliśmy do schroniska Pod Durbaszką. Trudy wędrówki zrekompensował nam krajobraz po burzy. Najpierw wyszła tęcza, a później tuż przed zachodem słońca nisko powieszone chmury odsłoniły nam wszystkie szczyty Pasma Radziejowej. Widok był imponujący.
Czwarty dzień był przeznaczony na zwiedzanie kolejnego pięknego uzdrowiska – Szczawnicy. Zeszliśmy do schroniska Orlica, gdzie zostawiliśmy ciężkie plecaki i na rowerach objechaliśmy najciekawsze miejsca związane z uzdrowiskiem - Plac Dietla, Park Górny, kolej krzesełkowa na Palenicę i Drogę Pienińską. Luźny dzień był potrzebny, by nabrać sił na dwa ostatnie w paśmie Pienin Właściwych i Gorcach.
Piąty dzień rozpoczęliśmy od przeprawy łodzią przez Dunajec i męczącego, stromego wyjścia na Sokolicę. Trud wspinaczki wynagrodziła nam wspaniała panorama jaka roztaczała się ze szczytu na przełom Dunajca, Pieniny Właściew i Tatry. Kolejna próba dla naszych nóg to przejście, a właściwie wspinaczka, Sokolą Percią - granią Czertezików. Na obiad i odpoczynek zeszliśmy do Krościenka. Regeneracja sił była konieczna, gdyż czekało nas 10 km podejście na Lubań, najwyższy szczyt jaki przyszło nam zdobyć (1211 m n.p.m.). Dodatkową trudnością był deszcz, który intensywnie zaczął padać od połowy podejścia i towarzyszył nam już na sam szczyt. Na polanie szczytowej jest baza namiotowa, którą prowadzi Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich z Krakowa. Po kolacji i zakwaterowaniu się w namiotach przyszedł czas na grę w karty, rozmowy i zabawy do późnych godzin nocnych.
Ostatniego dnia pozwoliliśmy sobie na trochę porannego leniuchowania i wstaliśmy dopiero o 9.00. Pogoda nas miło zaskoczyła, było słonecznie i bardzo rześko. Rozpoczęliśmy przyjemne zejście do Grywałdu w towarzystwie wspaniałych widoków na Tatry. W centrum wsi zwiedziliśmy XV-wieczny drewniany kościółek pw. św. Marcina. Następnie busem udaliśmy się do stolicy Podhala - Nowego Targu. Po posiłku i zwiedzeniu miasta, dzieci czekały dwie niespodzianki - słynne tradycyjnie robione nowotarskie lody oraz film 3D "Epoka lodowcowa 4". Na tym zakończyliśmy naszą 6-dniową przygodę i wróciliśmy późnym wieczorem do Wadowic.
Co zapamiętamy? Mszę świętą na stokach Niemcowej. W lasach są już pyszne borówki. Plecak wcale nie jest taki ciężki!
następna » |
---|